Irlandzkie szczęście
-Look, I'm your father!-Krzyknął Karol. Nie trudno się było domyślić, co wcześniej oglądał.
-Father to zaraz wróci, a obiad jeszcze nie gotowy!-powiedziałam.
-Ale z twoim szczęściem, to zaraz wejdzie tu gościu z jedzeniem na wynos, którego nie zamawialiśmy, do tego z góry zapłacone.
To było możliwe. Mam szczęście irlandczyka. Wygrałam w totka 3 razy w zdrapkach, i 2 w kuponach. Dzięki temu jesteśmy bogaci i mamy super dom. Kiedy tata kupuje jakieś udziały to ZAWSZE się mnie radzi. Niestety, jeden, jedyny raz miałam okropnego pecha. Lekarze twierdzili, że to szczęście, ale ja nie sądzę. Gdy miałam 5 lat, wzięłam udział w wypadku stulecia. Mama wzięła mnie na wycieczkę. Leciałyśmy samolotem do Włoch. NIKT nie miał szans na przeżycie. Ja wyszłam bez szwanku. Mama umarła.Tragedia. To się stało rok po urodzeniu Karola. Tata nie wyszedł ponownie za mąż.
Dingdong!
-Tata? Anita spojrzała przez wizjer.-Nie, to facet ze schabowym z ziemniakami i surówką.
-Zamawiałaś?-padło pytanie Karola.
-Nie, no co ty.
-10, 50 się należy, dziękuję, miłego dnia.
-Trzeba było zapłacić. Szkoda.-powiedział Karol
-Potrącę Ci z kieszonkowego.
-Co? To twoje szczęście!
- To ty wykrakałeś!
C.D.N.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz